Czwartek: 18nastka w klubie (jeszcze nie moja). Piatek: zakwasy na lewej rece. Ze niby od break dance co go na scenie zapodawalam. Taaa :) W to juz na pewno nie uwierze. Jakim cudem do szkoly dojechalam - to nie wiem, ale byly problemy. Jakie? Nie powiem, ale zasluguje na brawa ;) Jeszcze troche pobiegalam wieczorem i padlam. Nie klasyfikowalam sie na kolejno impreze, a szkoda. Ominela mnie: loza szydercow ;) Czego to oni nie wymyslo. Chyba nie doceniam tego co mam. Wena odeszla w sina dal. Za wczesnie by o czymkolwiek pisac. Jeszcze gotuje sie we mnie, a najlepiej wiedzo o tym domownicy, ktorym zapewne daje sie we znaki. Brak slow by wyrazic jak wielki byl to Czlowiek. Przemilczalam to, stlumilam. Moze tak lepiej. Nie teraz. W czwartek kolejne wyzwanie, wielki dzien. Podolam, musze.